16.1.10

Koniec „pomarańczowej rewolucji”, czy nowy początek?

Ponad 5 lat po „pomarańczowej rewolucji” Ukraina znów staje przed wyborem. W jutrzejszych wyborach prezydenckich, pomimo tego, że zarejestrowało się 18 kandydatów, wszyscy będą przyglądać się rywalizacji Wiktora Janukowycza i Julii Tymoszenko. Pierwszy, kojarzony z próbą zawłaszczenia władzy 5 lat temu dziś ma znaczącą przewagę nad Tymoszenko, która była jedną z twarzy obozu pomarańczowych. Przewaga ta nie jest jednak na tyle duża, żeby wygrać wybory już w pierwszej turze. Kampania potrwa zatem do 7 lutego, kiedy odbędzie się druga tura wyborów.
Wydaje się jednak, że wynik wyborów może mieć drugorzędne znaczenie. Niezależnie bowiem od tego, kto wygra będzie musiał zmierzyć się z koniecznością przeprowadzenia trudnych reform gospodarczych i politycznych. Ukraina stoi wobec załamania finansów państwa, czego coraz częstsze zwiastuny można obserwować od końca ubiegłego roku. Nie dość, że premier Tymoszenko miała poważne problemy, żeby znaleźć pieniądze na wypłaty, to Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) odmówił przelania kolejnej transzy kredytu stand-by z powodu nie wypełnienia przez Ukrainę podjętych zobowiązań. Co więcej, w obliczu braku funduszy, ukraińskie władze zdecydowały się na przeliczenie na dolary i wypłatę przysługujących jej wedle MFW specjalnych praw ciągnienia (SDR) i przeznaczenia ich na spłatę gazowych długów – a tego typu działania charakteryzowały dotychczas tylko najbiedniejsze państwa świata.
Natomiast, w zależności od tego kto będzie nowym prezydentem, różne będą scenariusze wydarzeń politycznych w ciągu najbliższych miesięcy. Gdyby wygraną okazała się Tymoszenko mało prawdopodobne wydaje się przeprowadzenie wyborów parlamentarnych. Jest ona bowiem w stanie „podkupić” kilku deputowanych Partii Regionów Janukowycza i rządzić ze wsparciem parlamentarnej większości. Natomiast, jeśli wygranym okaże się Janukowycz – z dużym, graniczącym wręcz z pewnością, prawdopodobieństwem można założyć, że w ciągu najbliższych miesięcy odbędą się wcześniejsze wybory parlamentarne. Janukowycz nie będzie miał bowiem wsparcia parlamentu, a jednym z najgorszych scenariuszy dla Ukrainy byłaby teraz kohabitacja i blokowanie koniecznych reform. Co więcej, na fali wygranej Janukowycza dużo większe szanse na wygraną miałaby jego Partia Regionów.
Zupełnie innym wątkiem pozostaje natomiast podsumowanie wątpliwych osiągnięć obozu pomarańczowych, czego znamiennym wyrazem jest, że będący ikoną rewolucji rządzący prezydent Wiktor Juszczenko cieszy się niewielkim poparciem społecznym. Spowodowane to jest zarówno całkowitym rozpadem „pomarańczowej koalicji” i jego konfliktem z premier Tymoszenko, ale także ogólnym niezadowoleniem społecznym wywołanym również przez wszechobecną korupcję i skutki światowego kryzysu ekonomicznego, który bardzo mocno uderzył w ukraińską gospodarkę. Wielu ludzi jest zawiedzionych tym, że wartości o które walczyli 5 lat temu zostały tak szybko roztrwonione, a jedyne czego sobie teraz życzą to stabilizacja polityczna i gospodarcza. Wszystko to powoduje, że dużo większe szanse na wygraną będzie miał Wiktor Janukowycz, który przez część społeczeństwa jest postrzegany jako osoba, która odpowie na te oczekiwania. Paradoksalnie może pomóc mu również to, że nauczona poprzednim doświadczeniem Rosja nie zdecydowała się na jakiekolwiek wsparcie dla któregokolwiek z kandydatów – m.in. wstrzymując się z podniesieniem kwestii związanych z opłatami za gaz. I tylko niektórzy obserwatorzy ukraińskiej sceny politycznej nieco złośliwie mówią, że wygrana Janukowycza, który dla części ludzi stał się gwarantem realizacji „pomarańczowych wartości” będzie prawdziwym chichotem historii.