25.11.09

Białorusko-rosyjskie gry o unię celną w przededniu szczytu Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej.

W ciągu ostatnich dwóch tygodni obserwatorzy stosunków białorusko-rosyjskich znów mogli być świadkami pewnej „negocjacyjnej” specyfiki, która pojawia się zazwyczaj przed podpisaniem istotnych dla Rosji i Białorusi dokumentów. Tym razem rozmowy zainteresowanych stron dotyczyły zapisów kodeksu celnego – dokumentu będącego podwaliną pod mającą wejść w życie 1 stycznia 2010 unią celną pomiędzy Rosją, Białorusią i Kazachstanem.
Dziesięć dni przed zaplanowanym w Mińsku szczytem państw Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej (EaWG), na którym dojść ma do podpisania dokumentów o unii celnej - 17 listopada prezydent Łukaszenka w trakcie narady z rządem wyraził zaniepokojenie, czy interesy Białorusi, jako członka przyszłej unii celnej będą wystarczająco zabezpieczone. Stwierdził przy tym, że struktura białoruskiej gospodarki, uzależnionej od importu surowców energetycznych, znacząco różni się od gospodarek dwóch pozostałych członków projektu – eksporterów nośników energii i że może rodzić to problemy, co wszyscy eksperci wiedzieli i sygnalizowali już od dawna. Ponadto, Łukaszenka wyraził nadzieję, że Rosja będzie wspierać gospodarkę zachodniego sąsiada, która prawdopodobnie najbardziej na przyłączeniu do unii celnej ucierpi. Białoruski prezydent podkreślił przy tym, że dla złagodzenia białoruskich strat w budżecie, Rosja powinna zrezygnować z obecnych opłat celnych za ropę i sprzedawać gaz Białorusi po cenach wewnętrznych. Warto tu jednak zauważyć, Łukaszenka swoje wątpliwości zgłosił dopiero dzień po zaproszeniu przez rosyjskiego prezydenta białoruskich mediów (państwowych i niepaństwowych) na konferencję prasową do Moskwy.
Odpowiedź Kremla nadeszła 23 listopada. Na specjalnie zorganizowanej (po raz pierwszy w historii) konferencji dla białoruskich dziennikarzy, Miedwiediew stwierdził, że unia celna będzie korzystna nie tylko dla Rosji, ale również pozostałych członków. Dodał przy tym, że Rosja nadal wspiera białoruską gospodarkę m.in. poprzez niższe o 30-40% niż dla odbiorców europejskich ceny na gaz. Powiedział również, że jakkolwiek o wypłacie ostatniej transzy kredytu stabilizacyjnego w wysokości 500 mln $ nie może być mowy, to w niedługim czasie zostanie uruchomiona specjalna komercyjna linia kredytowa dla Białorusi.
Wydaje się zatem, że sekwencja powyższych wydarzeń doskonale pokazuje grę Łukaszenki - jak wykorzystując groźbę powtórki starego scenariusza zrywania szczytów i przedłużania negocjacji uzyskać od Rosji jak najwięcej ustępstw. Warto też odnotować, że w tej dwustronnej grze Rosjanie nie pozostali bierni i po raz pierwszy zastosowali używaną wcześniej tylko przez Łukaszenkę taktykę zapraszania dziennikarzy państwa sąsiedniego na specjalne konferencje, aby bezpośrednio zaprezentować swoje stanowisko. O tym, że było to dobre posunięcie świadczyć może, że krok ten został przez Mińsk źle odebrany, a po samej konferencji wypowiedzi Miedwiediewa zostały ocenione przez Łukaszenkę jako puste i nic nie wnoszące. Najciekawsze jest jednak to, że owo wzajemne „podgryzanie się” obu stron dotyczy projektu, który jak prognozują eksperci, pozostanie w wielu kwestiach wirtualny, a strony będą go wykorzystywały w zależności od aktualnych potrzeb.